Wydrukuj tę stronę
piątek, 29 maj 2020 10:02

Czy do kościoła chodzą chrześcijanie?

Chrześcijanie w Kościele Chrześcijanie w Kościele

Wierzący, wierzący niepraktykujący, ateista...Różne podejścia różnych osób, dla każdego wiara oznacza coś innego. Czasem taka droga przez wymienione etapy prowadzi nas do całkowitego porzucenia wyznawanej religii. Często znajdujemy się w początkowym stadium tylko za sprawą rodziców albo babci zaciągającej nas siłą do kościoła, która szaleńczo pragnie szerzyć słowo Boże, bo przecież "wychowałeś się w rodzinie katolickiej!".


Temat religii to temat rzeka. Niektórzy się nie przyznają, drudzy boją się przyznać, aby nie zostać okrzykniętym mianem mohera biegającego do kościoła w każdą niedzielę i przy każdej możliwej okazji a sex tylko po ślubie!

 


Jesteśmy katolikami

Niektórzy deklarują, że wierzą, że są katolikami i nie mają sobie nic do zarzucenia pod względem uczestnictwa w życiu kościoła, gdyż spowiedź im nie obca, przecież chodzą na Mszę Świętą, mają dziecko i tworzą "szczęśliwą rodzinę".
Wszystko brzmi pięknie... Wydawałoby się, że ludzie znajdujący na niedzielnej mszy w budynku jakim jest kościół, kierują się jakimiś zasadami moralnymi. No właśnie... "jakimiś", to znaczy takimi zbliżonymi do to tego co głosił Jezus Chrystus czyli miłością do bliźniego. To chyba najważniejsza sprawa, poza prawdą, niezabijaniem, sprawiedliwością itp.
Każdy chyba zna 7 przykazań, nawet jeśli teraz już nie jest wierzący to w dzieciństwie obiło mu się o uszy. A nawet jeśli nie miał okazji to są to uniwersalne prawdy, który każdy człowiek powinien mieć na uwadze.

No dobrze... poruszyliśmy motyw wiernych, ale pozostał jeszcze ksiądz.


A co robi ksiądz?


Ksiądz przecież wypełnia misję Jezusa! Jest Jego zesłannikiem na tej ziemi, który ma pomóc zebrać wszystkie zabłąkane owieczki do stada. Wpaja nam co tydzień zasady dobrego, przykładnego katolika. I zasady tego jak powinniśmy się zachować, jak Jezus by się zachował i jak chciałby on żebyśmy się zachowywali.


A jak jest naprawdę?


Ten tekst nie ma absolutnie na celu obrażenia chrześcijan. Nie. Sama jestem "wierząca"-niech każdy sam uzna czy to jeszcze wiara, czy już nie skoro napiszę takie rzeczy, ale mam oczy i widzę co się dzieje.
Wierzę w Boga, a nie w księdza. To co mówi ksiądz to jedno, a to co on sam robi to drugie. Czy nie czujesz się oszukany słysząc, że nie powinniśmy podążać za dobrami materialnymi tego świata, bo to grzech, a na kolędzie widzisz jak zadowolony jarosz wpada do Twojego domu, kropi Ci wodą cztery ściany i uradowany zgarnia kopertę z ofiarą. A to co się dzieje w tym domu już go nie interesuje. Gdzie pomoc bliźniemu? Przecież jest tyle rodzin przeżywających dramat każdego dnia... ojciec alkoholik, ciężka choroba, przemoc... A on kupuje sobie nowy samochód.


Teraz dwie historie z mojego życia.


Jedna z nich wydarzyła się niedawno bo zaledwie miesiąc temu, kiedy drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia udałam się na mszę świętą do słynnego klasztoru, gdzie co roku jest odwiedzany przez dziesiątki tysięcy pielgrzymów. Chyba nie muszę mówić nic więcej.
No nie powiem... ta msza zapadła mi w pamięć, a to dlatego, że ksiądz nieźle zabalował i nie zdążył wytrzeźwieć.
Przeczytany fragment Biblii po wielu próbach spowodowanych, brakiem współpracy ze strony języka, który jak się okazało "będzie na jutro", niecenzuralne słowa oraz trudne do powiązania ze sobą słowa typu Jezus i kosmetyki, metafory "nasze życie chlewikiem" itp.


Uśmiałam się.

Rzecz następna, o której chce opowiedzieć miała miejsce w tym samym kościele, ale dotyczy mojej babci. Pełen kościół ludzi. Moja babcia, starsza kobieta, której młodość jak i sprawność fizyczna już dawno przeminęły. Jak to na mszy, trzeba klęknąć, no więc moja babcia nie omieszkała uczynić inaczej. Uklękła...ale wstać już było ciężko. Co robią dziesiątki ludzi stojących dookoła, widząc kobietę, która nie może wstać? NIC!
To już scena z rodzaju upokarzających, kiedy jesteś na tyle stary, że walczysz ze swoim ciałem, swoją... niedołężnością. Słysząc relację mojej babci byłam w szoku, ale koniec tej historii tylko utwierdził mnie w moim przekonaniu. Owszem babcia jakoś wstała, SAMA, ale po tym fakcie zakręciło jej się w głowie i znów została zrównana z ziemią. Teraz było tak samo... Klapki na oczach. Czego to dowodzi?

Wnioski wyciągnijcie sami.
Czy faktycznie ludzie chodzący do kościoła mają jakieś zasady moralne?