Wątki i animozje historyczne
Lata ‘80 to czas głębokiego PRL-u w którym prym na nieoficjalnym rynku finansowym wiedli przede wszystkim tzw. cinkciarze. Wyczekując na dworcach największych polskich miast dokonywali błyskawicznych transakcji z osobami zza granicy, którzy odwiedzili nasz kraj głównie w celach turystycznych. Z przyczyn niestabilnej pozycji złotówki, licznych denominacji, a w ostateczności – inflacji transakcje te były korzystne dla obu stron. Na przełomie dekad rozpoczął się proces reformacji ustrojowej. Skutkiem wkroczenia kapitalizmu było powstanie prywatnych banków, instytucji pozabankowych oraz kantorów. Ich liczba nieustannie się zwiększała, zaś ich właściciele byli jak na owe czasy finansowymi krezusami. Złote czas kantorów stacjonarnych trwał do roku 2005 – wówczas powstał w Polsce pierwszy kantor internetowy, który zapoczątkował technologiczny rynek finansów. Coraz większa liczba osób- zwłaszcza młodych, żyjących za pan brat z siecią i jej możliwościami postanowiła dokonywać wymiany walut z perspektywy monitora. Ich śladem zaczęli podążać przedsiębiorcy. W efekcie rozpoczął się powolny upadek kantorów stacjonarnych, które mimo wszystko trwają po dziś. Co jest tego przyczyną?
Nie wszyscy są technokratami
Jak ukazują badania statystyczne, docelową grupą klientów e-kantorów są osoby młode oraz te w wieku prokreacyjnym. Pokolenie starsze nie pała chęcią do odkrywania tajników świata wirtualnego – zwłaszcza jeśli chodzi o finanse. Internet to wciąż spore ryzyko – czai się w nim wielu oszustów oraz podejrzanych firm, których celem jest łatwy i błyskawiczny łup. Wiele z nich wymaga chłodnej analizy i sprawdzenia, co niewątpliwie jest długim procesem wymagającym cierpliwości. Nie wszyscy mają na to czas, dlatego zdecydowanie szybszym i mniej ryzykownym procesem jest odwiedzenie zaufanego kantoru stacjonarnego. W konsekwencji kantory te wciąż utrzymują się przy życiu starając się dorównać atrakcyjnym ofertom firm internetowych.